Adam Małysz to niekwestionowana legenda polskiego sportu i kto wie, być może najbardziej lubiany polski sportowiec w historii. Małysz przez ponad dekadę uchodził za czołowego skoczka świata, zdobywając sukces za sukcesem. Skala jego popularności w Polsce była niegdyś ogromna.
Małysz w swoim bardzo pokaźnym dorobku ma praktycznie każdy znaczący sukces prócz złotego medalu z Igrzysk Olimpijskich. „Orzeł z Wisły” Kilkukrotnie się o niego otarł, bowiem 3 srebra i jeden brąz przywieziony z tej imprezy to także doprawdy fantastyczne wyniki.
Szczyt popularności Adama Małysza przypadł na lata 2000-2003, a zapoczątkował go wygrany przez Polaka w wielkim stylu Turniej Czterech Skoczni. Wybuch „Małyszomanii” był niezwykłym społecznym zjawiskiem, który zjednał ludzi. Małysza kochał każdy i każdy mu kibicował, bez wyjątków.
30 autobusów i kamyki z ogródka
Małysz wczoraj był gościem w programie „Hejt Park” na Kanale Sportowym. Podczas transmisji na żywo odpowiadał na pytania dziennikarza Tomasza Smokowskiego oraz dzwoniących do studia widzów. Smokowski zaczepił obecnego prezesa Polskiego Związku Narciarskiego o jego dawną popularność, kiedy to pod dom Małysza przyjeżdżały autobusy z kibicami.
– Pamiętam, jak żył jeszcze mój świętej pamięci teść. Jak dzwoniłem do żony, to ona przekazywała od niego wiadomość, że 30 autobusów z kibicami pod dom podjechało – wspominał Małysz.
Małysz niegdyś opowiadał także o kibicach, którzy przychodzili pod jego dom, nawet wiedząc, że jest nieobecny. Fanom wówczas wystarczał… kamyk ukradziony z jego ogródka, jako pamiątka. Cóż, mieć kamień z ogródka Adama Małysza – to brzmi dosyć prestiżowo.
Małysz na dzień dzisiejszy próbuje naprawić stan polskich sportów zimowych z fotela prezesa PZN. Niestety na razie większych sukcesów nie widać, a flagowa dyscyplina związku, męskie skoki narciarskie, również popadają w coraz większy marazm.